• Twórczość literacka uczennicy kl. IV Aleksandry Włoszczyk

        • „Świat wokół nas to teatr życia”

          Wywiad z moją prababcią

          Elżbietą Łuczyńską lat 82

           

          Życie każdego człowieka jest inne. Zależy od miejsca, w którym żyje i ludzi, dlatego po przeprowadzeniu wywiadu z moją prababcią, zgadzam się ze stwierdzeniem, że świat wokół nas to teatr życia.

          - Skąd prababciu pochodzisz? Jakie są Twoje korzenie?

          - Pochodzę z Podola, ze Wschodu z tzw. Kresów Wschodnich. Miejscowość w której mieszkałam należała do powiatu Trembowla, województwo Tarnopol. Tereny, z których pochodzę należały do Polski przed II wojną światową. Jednak po II wojnie światowej w wyniku przesunięcia granic, moja mała ojczyzna należy obecnie do Ukrainy.

          - Opowiedz, jak znalazłaś się na Zachodzie, w tak odległych stronach od swojej rodzinnej miejscowości?

          - Po II wojnie światowej musieliśmy opuścić Podole i przez 6 tygodni transportem kolejowym podróżowaliśmy na zachód, aby osiąść na ziemiach odzyskanych. Jestem repatryjantką, która od 68 lat mieszka w Czerwonej Wodzie.

          - W jaki sposób odbywało się przydzielanie domów, gospodarstw?

          - W wieku 15 lat straciłam tatę. Musiał iść na wojnę, aby bronić ojczyzny. Nazywał się Piotr Bajrakowski. Za obronę ojczyzny, ale także za odwagę i bohaterstwo otrzymał 7 medali dla zasłużonych. Zdobywał Berlin, Warszawę i wiele innych miast. Gdy przybyłam na zachód byłam półsierotą, miałam tylko mamę, która ponownie wyszła za mąż. Otrzymałam od państwa pomoc jako sierota po poległym ojcu. Przyznano mi status osadniczki wojskowej. Dostałam dom, gospodarstwo i ziemię w Czerwonej Wodzie.

           

          - Czy pamiętasz jakie były tradycje i zwyczaje z Twoich rodzinnych stron?

          - Jeżeli chodzi o tradycje i zwyczaje świąteczne nie różnią się one bardzo od teraźniejszych. Jednak dawniej, w moich stronach rodzinnych było wszystko bardziej uroczyście. Ubieraliśmy drzewko czyli dzisiejszą choinkę na Boże Narodzenie ozdobami własnoręcznie wykonanymi, cukierkami, jabłkami i orzechami. Dzieci chodziły kolędować, domy odwiedzała szopka. Kolędnicy otrzymali słodycze i orzechy. Na stole wigilijnym było siano. W pokoju na podłodze w kąciku, tam gdzie świętowaliśmy był snopek pszenicy, na którym był opłatek. Były także prezenty pod choinką od Św. Mikołaja. Potrawy były podobne do współczesnych. W Nowy Rok dzieci chodziły siać, mile widziani byli chłopcy, ponieważ pierwszy chłopiec w sam Nowy Rok zapowiadał dobry rok. Siewacze składali życzenia i odsypywali gospodarza pszenicą. Za życzenia dostawali słodycze i specjalnie upieczone bułki.

          Na Wielkanoc, podczas triduum paschalnego bardzo uroczyście i duchowo przeżywaliśmy każdy dzień. W Wielką Sobotę malowaliśmy pisanki, mama piekła paschę, mazurka i makowca. Te tradycje w moim domu przetrwały do dziś. W Wielkanocny Poniedziałek, chłopcy oblewali wodą młode dziewczyny. Ta, która była oblana najwięcej cieszyła się sympatią chłopców. Mówiono, że ma powodzenie. Po południu młodzież bawiła się na świeżym powietrzu. Na Podolu były malownicze tereny, bardzo ładne, dookoła były lasy, wzgórza i doliny. Chłopcy i dziewczęta trzymając się za ręce tworzyli korowód. Ze śmiechem i radością biegali po wspomnianych wzgórzach i dolinach.

          Tradycje i zwyczaje andrzejkowe były bogatsze niż dziś. Dziewczęta piekły placki. Wodę do ciasta nosiły w buzi, ta która nie doniosła wody odpadała z zabawy. Najczęściej frajdę mieli chłopcy, którzy czaili się za płotem i starali się aby dziewczęta nie doniosły wody, rozśmieszali i starali się wystraszyć. Upieczone placki zanosiły na tacy psu i w ukryciu patrzyły, której ciasto najszybciej pies zje, ta najszybciej wyjdzie za mąż. Inną tradycją było stukanie łyżkami. Panna uderzając łyżką w łyżkę nasłuchiwała, z której strony zaszczeka pies. Z tej strony przyjdzie do niej chłopak.

          - Jak wyglądała edukacja w Twojej szkole?

          - Szkoła powszechna, była sześcioklasowa. Chodziłam do szkoły w Słobódce Janowskiej. Gimnazjum było w Janowie. Niestety nie ukończyłam gimnazjum bo wybuchła wojna. Gdy moja parafia Janów była pod okupacją radziecką uczono nas po rosyjsku. Gdy przyszli Niemcy, cofali nas o rok i uczyli po niemiecku. Trwało to przez trzy lata. Moja szkoła była położona na wzgórzu, wśród zieleni, okolica była piękna. Przy szkole było duże boisko. Niedaleko szkoły był kościół. W szkole uczyłam się języka polskiego, matematyki, przyrody, historii, plastyki, śpiewu i prac ręcznych. Była też religia i wychowanie fizyczne. Uczyłam się też rosyjskiego i niemieckiego podczas okupacji. W szkole było trzech nauczycieli w tym kierownik placówki. Podobnie jak dziś dzieci miały książki, bloki, przybory szkolne, które kupowali rodzice. Było tak przed okupacją. W czasie wojny było trudniej o książki. Młodsi uczniowie kupowali lub pożyczali je od starszych. Niegrzeczni uczniowie otrzymywali kary cielesne czyli dostawiali kijem po rękach, plecach, pupie. Klęczeli na gryce w kącie z podniesionymi rękami. Była surowa dyscyplina, dzieci słuchały nauczycieli. Nie skarżyły się rodzicom, bo druga kara byłaby w domu.

          - Czym zajmowali  się Twoi rodzice?

          - Rodzice mieli gospodarstwo, pracowali na roli, do czasu wybuchu II wojny światowej. Rodzice uprawiali tytoń, pszenicę, ziemniaki, rośliny strączkowe. Mieli swoje ule z pszczołami. Oprócz tego hodowali: kury, bydło, konie, świnie, kaczki, gęsi. Plony i wytworzone produkty sprzedawali na jarmarku w Trembowli, w Budzanowie, w Janowie - w okolicznych targowiskach.

          Za uzyskane pieniądze kupowali: cukierki, słodycze, narzędzia. Większość żywności dziadkowie i rodzice wytwarzali sami: śmietanę, masło, olej, mąkę, kaszę. Piekli chleb i bułki. Mięso w wędliny mieliśmy swoje.

          - Czy pamiętasz czasy II wojny światowej?

          - Tak pamiętam. Tych obrazów nie da się zapomnieć, tragedii i mordów dokonanych przez bandy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). W mojej miejscowości - Słobódka Janowska zamordowanych zostało 75 osób, w tym 5 osób z mojej rodziny. Banderowcy palili kościoły, mordowali księży przy ołtarzu, bezcześcili kościoły, zabijali ludzi, którzy byli na mszy, dzieci. UPA nienawidziło Polaków, strasznie ich krzywdzili. Gdy były małżeństwa mieszane czyli np. żona Polka, mąż Ukrainiec mordowano żonę i dzieci i odwrotnie. Bandyci czyli banderowcy, byli  grupą, która dowodził Stefan Bandera, człowiek okrutny, bezlitosny w stosunku do Polaków. Wielu Polaków musiało opuścić swoją ojczyznę i gospodarstwa z powodu banderowców i później układu jałtańskiego.

          - Czy tęsknisz za Podolem, Twoją małą ojczyzną?

          -Tak, bardzo. Często wspominam stare czasy. Opowiadam wnuczkom i prawnuczkom o mojej pięknej krainie, w której się urodziłam i wychowałam. Wspominam zabawy, czasy szkolne, pracę w gospodarstwie. Myślę o moim tacie, który przelał krew za ojczyznę. Ciągle mam przed oczami piękne krajobrazy podolskie.

          Dziękuje, że opowiedziałaś mi o swoim dzieciństwie, o swoim tacie i o moich korzeniach.

          „Sceną teatralną” dla mojej prababci było Podole, tam spędziła swoje najpiękniejsze lata młodości, jej bliscy, ludzie, z którymi się spotykała to „aktorzy”. Świat zmienił się, gdy musiała opuścić rodzinne strony, gdy musiała przyjechać na Zachód po II wojnie światowej. Tutaj zetknęła się z „nową sceną teatralną” i zaczęła żyć w nowym innym świecie.

           

           

    • Kontakty

      • Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Czerwonej Wodzie
      • 75 77 80 285 503 073 367
      • Kolejowa 22 59-940 Węgliniec Poland
      • Poniedziałek: 7:00- 14:00 Wtorek: 7:00- 14:00 Środa: 7:00- 14:00 Czwartek: 7:00- 14:00 Piątek: 7:00- 14:00
      • Lilla Ławniczak
      • www.spczerwonawoda.edupage.org
  • Galeria zdjęć

      brak danych