• Uczniowski kącik twórczości poetyckiej

        •       Niebiańska figurka

          Gdy tak patrzę, tuż za progiem,
          siedzi z niebiańskimi skrzydłami,
          mój Aniołek, co nigdy nikomu serca nie zrani.
          Moj drogi, zapamiętaj sobie, tej istoty wielkim wrogiem,
          jest od dawien dawna szatan.

          Jak tak myślę, tylko ja,
          duszę w nim widzę,
          i wcale się tego nie wstydzę,
          że widzę stróża, w aniołku z porcelany.

                                  22.12.2007r.  Kazimierz Przybysz



                                  * * *
          Tylko kwiat o jaskrawych skrzydełkach,
                   i złocistym promieniu,
          zapamięta zabawy,
                  o których nie marzył dolarowy pan.

          Tylko człowiek o przejrzystym spojrzeniu,
                  ujrzy wybrane fragmenty,
          pisanego białym piórem pamiętnika szczęścia.

          Lecz każdy z nas
                  i ty, i ja,
           Wybierze w życiu bezcenną duszę,
                  bo żaden z nich, z tych,
          co zapomnieli jak żył,
                  nie doznał nigdy prawdziwych wzruszeń.

          Więc wybierz drogę, nie wyzłacaną, 
                 nie bogata w monety, lecz miłość,
          choćby była kamienista, i na każdym progu,
                czekałaby przepaść,
          z Bogiem idź, i nie odstępuj od niego na krok.

          Byś wiedział czytając to,
                 że Bóg jest w każdej z postaci,
          byś docenił chęci i pomógł każdemu z Twoich braci,
                 którzy będą w potrzebie.

          Byś mógł odróżnić dobro od zła,
                byś zawsze słuchał się Boga,
          bo najgorsze jest przy końcu zobaczyć,
          że to niewłaściwa droga.

                                 22.12.2007r.   Kazimierz Przybysz


                     * * *
          Wypatruję Ciebie,
                 Jezu ukochany,
          bo przy Tobie gasną,
                 wszystkie smutki i rany.

          Codziennie czas odliczam,
                 czekając na Ciebie,
          byś był w mym sercu.

          Na Ciebie tylko,
                w samotności czekam.
          Byś przyniósł radość,
                lud na Ciebie czeka!

          Zasiądź z nami przy stole,
               gdy u wszystkich będzie radość,
          pociesz nas o Jezu,
               gdy wkradnie się smutek.

          Przyjdź do mego serca,
          i naucz jak żyć.

                      24.12.2007r. Kazimierz Przybysz

                         Czas
          Gdybym wiedział wcześniej, jak ten świat się potoczy,
          gdybym wiedział kiedyś morze wszystkich chwil,
          może wtedy spojrzałbym na własne oczy,
          i odrzucił każdy niepotrzebny pył.

          Gdybym mógł zatrzymać czas,
          odkryć wszystkie tajemnice,
          wtedy pewnie widziałbyn,
          inaczej niz teraz widzę.

          Gdybym zatrzymał sie nad każda chwilą,
          poznał każdej chwili sens,
          może odczułbym świat inaczej,
          nie jak jeden wielki sen.

          Zostałbym może wielbicielem,
          tych wszystkich sensownych chwil,
          zostałbym pocieszycielem,
          i bym smutki z serca zmył.

          Gdyby każdy zastanowił sie nad czasem,
          odkryłby go każdy z nas,
          gdzie czas jest bardzo długim pasem,
          bo czas to życie, które wiruje w nas.

                    11.01.2008r.   Kazimierz Przybysz

                   * * *
          Przede mną nowy świat,
              nowe życie w mym sercu sie budzi,
          spojrzenie pełne barw,
              i ciepły uśmiech dla ludzi.

          Przede mną wspaniałe chwile,
              motyle nad kwiecista łąką,
          a ja, w otchłani, w zadumie,
             rozmawiam z maleńką biedronką.

          Wreszcie żyję tempem, swoim jedynym,
             zawsze przemyślę latający pomysł,
          czasem zatrzymam dla siebie tę chwilę,
             żebym z tego snu obudził się czysty.

                 6.02. 2008r. Kazimierz Przybysz


          Moja wioska

           

           Wiosko moja rodzinna

          wiosko moja kochana,

          tak tu cicho i sennie,

          od wieczora do rana.

           

          Tu słychać dzieci radosne gaworzenie

          tam śpiew ptaków i krowy muczenie.

          Na polu ciągnik wesoło pyrkocze,

          na łąkach koń zarży i żaba zarechocze.

           

          W swoim gnieździe bociek zaklekocze,

          a ja Cię Czerwona Wodo kocham

          bardziej niż moje warkocze.

               Martyna Zator kl. VI    2009 



           

          Moja mała Ojczyzna

           

          Lem pisał o fantastyce,

          jak Mickiewicz pisał o Litwie

          tak i ja jakby w gonitwie

          chciałam napisać coś o swojej wiosce,

          o domu, w którym się poczęłam,

          o kościele, w którym chrzest przyjęłam

          o szkole, która mnie kształtuje

          o obiektach gdzie się relaksuję.

           

          Począwszy od wiosny, co kolorami się mieni

          przez całe lato do późnej jesieni,

          atrakcja jest dla mnie bez końca

          nawet podczas burzy nie brak tu słońca.

          Te piękne stawy obok leśniczówki

          te pachnące przy kościele majówki,

          w lipcu opalanie, w sierpniu pływanie,

          we wrześniu grzybobranie.

           

          A z resztą, żeby opisać ten mój mały

          piękny świat, nie starczyłoby  mi lat,

          pomimo, że młody ze mnie kwiat.



                   Justyna Janicka kl. VI 2009


                   Nasza wieś

           

          Nasza wieś piękna jest od rana,

          wprawdzie jeszcze troszeczkę zaspana,

          lecz później budzi się cała

          w blasku słońca skąpana.

           

          Posypane kwieciem łąki,

          kolorowe ogrody i grządki,

          lasy wokół pięknie szumią.

          Rzeczka przez wieś naszą płynie,

          a cała wioska z tego słynie,

          że cudna jest i urocza.

           

          Kościół pośrodku dumnie stoi,

          od ludzi w nim się aż roi,

          każdy szczyci się swą wioską,

          i chodzi na „ustach” z piosnką.

           

          A wieczorem, gdy wszystko mrok spowija

          w domach światła gasną,

          ludzie zmęczeni pracą mocno zasną

          i tak trzeba czekać tylko ranka,

          aż słońce wiosce blasku doda.

          Taka jest nasza Czerwona Woda.


                         Oliwia Skrzypacz kl. VI   2009r.

          Oda do Czartowskiej Góry

           

           

           

           

          Góro Czartowska, Ty jesteś wysoka,

          jakbyś była morzem, byłabyś głęboka.

          Wiosną zielenisz się, rosną na Tobie kwiatki,

          tulipany, narcyzy, stokrotki i bratki.

          Ludzie Ciebie wciąż  podziwiają

           i dla Twoich widoków na górę się wspinają.

          Człowiek nie może oderwać od Ciebie wzroku.

          Oko przyciągasz Swoim urokiem.

          Góro Czartowska, Ty jesteś wysoka

          Jakbyś była morzem, byłabyś głęboka.


                                                                                           Anna Grześków  kl. V  2009r.





           W Czerwonej Wodzie znajduje się Czartowska Góra – 247m n.p.m. – najwyższe wzniesienie w okolicy. Nikt nie wie, dlaczego właśnie ta góra nazywa się Czartowska, nigdzie nie ma żadnej legendy, która wyjaśniłaby nazwę tej góry.

           

           

           

           

                                                                                                                                        Czerwona Woda, 15.03. 1987r.

           

                                                                                  Droga Magdo!

           

              Witam Cię serdecznie.

          Chciałabym opowiedzieć Ci o moim śnie, bo Ty też w nim byłaś. Wyobraź sobie, że żyjemy w odległych czasach w Czerwonej Wodzie. Mój sen opowiada właśnie, że mieszkamy w pobliżu Czartowskiej Góry, ale ta góra jeszcze się tak nie nazywa.  Na szczycie tej góry jest wielki zamek, a w nim mieszka sam diabeł. Mieszkańcy Czerwonej Wody, gdy nadchodzi zmrok zamykają się w swoich domach i trzęsą się ze strachu. Po zachodzie słońca na szczyt góry zlatują się inne diabły i czarownice. Słychać przeraźliwe jęki i krzyki, bucha ogień.

          Grzmoty są potężne, aż się ziemia trzęsie. Na niebie jak groźne ptaszyska latają czarownice na swych miotłach. Mieszkańcy nie mają pojęcia jak pozbyć się tego diabła. Ja i Ty postanowiłyśmy położyć temu złemu kres. W samo południe, gdy na pewno szatan śpi, poszłyśmy na szczyt góry. Miałyśmy ze sobą butle ze święconą wodą. Chciałyśmy zagasić palące się tam ognisko. Udało nam się. Szybko wracałyśmy do domu i czekałyśmy co się będzie działo w nocy. Gdy zapadł zmrok, czart szalał na szczycie. Nie mógł rozpalić ogniska. Z oddali słychać było chichot zlatujących się czarownic, ale żadna nie wylądowała na szczycie, bo go nie było widać. Trwało to kilka nocy. Po wielu próbach rozpalenia ognia, diabeł stracił cierpliwość i opuścił swoją górę. Nigdy tu już nie wrócił. Mieszkańcy zadowoleni odetchnęli z ulgą. Wszyscy dziękowali nam i gratulowali odwagi, a na górę od tego dnia mówili „Czartowska Góra”.

             To był sen…

              Mam nadzieję, że Cię nie znudziło moje opowiadanie. Napisz co u Ciebie słychać, może też miałaś jakiś dziwny sen.

                                                                             Pozdrawiam

                                                                                               Ania Kulesza kl. V  2009r.






           

          Chwila wspomnień

           

          Był 25 marca 1944 roku, niedziela tzn. „Czarna przed Wielkanocą”. Dzień  pamiętny dla mnie oraz całej mojej rodziny, bo właśnie w ten dzień wojska ruskie spalili nam rodzinny dom. Była wielka ofensywa wojska ruskiego na Niemców. Ruskie wojska się cofnęły, a na drugi dzień wróciły...żołnierze palili domy, wyganiali wszystkich, zabierali co się dało. Przez kilka dni strach panował ogromny, a my z mamą i tatą siedzieliśmy cicho w piwnicy naszego spalonego domu. Cały czas leciały bomby i trwały walki z banderowcami. Musieliśmy uciekać z naszej wioski, która nazywała się Kozłów. Szliśmy nocą z innymi ludźmi do wioski Pławucza oddalonej o 12 kilometrów od Kozłowa.    Zamieszkaliśmy u gospodarzy ukraińskich i tam udawaliśmy, że jesteśmy Ukraińcami, bo tato umiał trochę po ukraińsku rozmawiać . Pewnego wieczoru  gospodyni usłyszała jak mama z nami modliła się po polsku i  wtedy już była pewna, że my jesteśmy Polakami. Mama z tatem zdecydowali, że w nocy musimy uciekać z wioski, żeby nas nie wymordowali. Pod osłoną nocy zmęczeni i wystraszeni doszliśmy do wioski Budyłów. Tam też było bardzo niebezpiecznie, bo tam znajdowało się wojsko niemieckie. W Budyłowie mieszkaliśmy aż do lipca 1944 roku. W lipcu zaczęły nacierać wojska rosyjskie i nas tam wyzwoliły. Wróciliśmy wszyscy do swego spalonego domu w Kozłowie. Wracając do Kozłowa po wojnie trzeba było nam przejść przez rzekę, która nazywała się  „Strepa”. Dzieliła ona dwie wioski. Woda była głęboka, że było mi po szyję, a młodsze dzieci, tato z mamą przenieśli na plecach. Strach był ogromny, ale te 12 kilometrów jakoś przeszliśmy, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Kiedy doszliśmy, nie było nic, tato w piwnicy położył słomę i tak przenocowaliśmy, bo byliśmy bardzo zmęczeni. Kiedy babcia się dowiedziała, że wróciliśmy, zabrała nas wszystkich do swojego domu. Tam mieszkaliśmy  do października 1945r. Po wojnie z Rosją dostaliśmy z gminy kartę ewakuacyjną. W październiku 1945 roku wyjechaliśmy z domu w Kozłowie na stację PKP w Tarnopolu. Na rampie kolejowej czekaliśmy do 14 listopada pod gołym niebem. Załadunek do krytych wagonów towarowych był bardzo uciążliwy. Z domu rodzice wzięli mąkę, zboże, ziemniaki,  warzywa. W jednym wagonie z nami jechały też nasz koń, krowa i małe ciele. Jechało nas pięcioro: tato, mama i troje dzieci oraz babcia i ciocia Główka. Jechaliśmy  w tych zimnych wagonach do granicy konwojowani przez wojsko, które nas zastraszało i nie wiedzieliśmy co nas dalej czeka. Cały czas utrzymywaliśmy się z jedzenia, które zabraliśmy z domu. Niekiedy w czasie postoju babcia gotowała na ułożonych cegłach tzn. prowizorycznej kuchni polowej, z zamarzniętej kapusty, kapuśniak. Zapamiętałam to bardzo dobrze, bo kiedy pociąg szarpnął jak ruszył, babcia z garnkiem się przewróciła i wszystko się wylało.  Bardzo wtedy płakaliśmy, bo to miało być nasze pierwsze ciepłe jedzenie, od kiedy ruszyliśmy w drogę. W wagonie spaliśmy na workach ze zbożem przykryci ubraniami, kocami tzn. pledami babci, a niekiedy jak było bardzo mroźno, tato ściągał swój płaszcz z sukna żebyśmy nie zamarzli. Drugi nasz postój to była miejscowość Nysa. Staliśmy tam trzy dni. Tato z innymi chłopami z wagonów poszli  po domach czegoś poszukać. Przynieśli nam wtedy do wagonu taki przenośny piecyk z rurą, aby ogrzać dzieci. Jechaliśmy bardzo długo i  wreszcie przyjechaliśmy na stacje do Węglińca, gdzie staliśmy kolejne trzy dni. W czasie postoju w Węglińcu szukano nam miejscowości gdzie moglibyśmy zamieszkać. Po trzech dniach do naszego wagonu podstawiono małą ciuchcię, która przyciągnęła nas na stację do Czerwonej Wody. Po rozładowaniu transportu każdy na własną rękę musiał szukać sobie domu aby w nim zamieszkać. Zamieszkaliśmy w domu, który należał do kopalni. Długo tam nie mieszkaliśmy, bo tato znalazł większy dom, na ulicy obecnie Górnej. Tam  urodziła się jeszcze jedna moja siostra i było nas cztery siostry. Mieszkałam tam z rodzicami aż do mojego ślubu.

           

           

          Miałam dziewięć lat jak zaczęła się wojna. Trwała ona sześć lat do 1945 roku. Kiedy opuszczałam swoje rodzinne strony, miałam piętnaście lat. Bardzo dobrze pamiętam, wspominam i opowiadam. Odwiedziłam tylko raz swoje rodzinne strony gdzie się urodziłam

           

           

           

          Rozmowę na temat podróży ze Wschodu na Zachód przeprowadziłam z moją ciocią
          Adelą Majowską z domu (Falińska) zamieszkałą  w Czerwonej Wodzie, dnia 2 kwietnia 2009r.

           

           

                                                                                                                                                      Joanna Roman kl. VI





           

          Zaborcza miłość – legenda

           

             Dawno, dawno temu w małej malowniczej miejscowości we wspaniałym dworku mieszkała piękna szlachcianka Roksana.

             Wielu młodzieńców starało się o jej rękę, ale bez skutku. Pewnego razu ojciec Roksany będący myśliwym zorganizował wielkie polowanie, na które zaprosił wielu znamienitych gości, Na zakończenie łowów odbył się wielki bal, na który przybyło także dwóch urodziwych młodzieńców będących braćmi. Jeden z nich nazywał się Jakub, a drugi Wiktor. Na swoje nieszczęście obaj zakochali się w pięknej Roksanie. Dziewczyna z wzajemnością pokochała Wiktora i była bardzo szczęśliwa. Jeszcze w tym samym dniu otrzymała od ukochanego piękny pierścionek zaręczynowy. Za dwa tygodnie miały odbyć się oficjalne zaręczyny, do których niestety nie doszło. Stało się tak, ponieważ drugi z braci, który nie miał żadnych szans u dziewczyny wpadł w takie rozgoryczenie i wściekłość, że postanowił zabić swego brata. Do tragedii doszło w dniu planowanych zaręczyn dwie godziny przed uroczystością.

          Jakub poprosił brata, aby poszedł z nim na spacer, ponieważ chciałby z nim o czymś ważnym porozmawiać. Gdy znaleźli się w pobliżu pięknego stawu, zazdrosny Jakub rzucił się na Wiktora z nożem          i śmiertelnie go zranił. Następnie jego ciało wrzucił do stawu. Czysta woda stała się całkowicie zabarwiona na czerwono.

            Na wieść o tym wydarzeniu rozżalona Roksana prze lata opłakiwała ukochanego i nigdy już nie wyszła za mąż. Natomiast brat morderca od tej pory przeżywał istne katusze, ponieważ jego sumienie nie dawało mu spokoju ani w dzień ani w nocy.

          Po tym wydarzeniu ludzie nazwali tę miejscowość Czerwona Woda.

           

           

                                                                                                              Joanna Karp kl. V  2009r.





    • Kontakty

      • Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Czerwonej Wodzie
      • 75 77 80 285
        503 073 367
      • Kolejowa 22 59-940 Węgliniec
        Poland
      • Poniedziałek: 7:00- 14:00
        Wtorek: 7:00- 14:00
        Środa: 7:00- 14:00
        Czwartek: 7:00- 14:00
        Piątek: 7:00- 14:00
      • Lilla Ławniczak
      • www.spczerwonawoda.edupage.org
  • Galeria zdjęć

      brak danych